środa, 20 sierpnia 2014

Niemożności wody:)



Występują:
Człowiek czyli ego,  Morze Niemożności czyli zawirowania psycho - mentalno - manualne  :)

Na zdjęciach:
wdzięcznie upozowane Morze Barentsa
i naturalnie rozbiegana córeczka Ala
 



Mam swoje prywatne morze. 
A jakże. Morze Niemożności.
Leży między Górą Marzeń a Dolinami Jutra. 
Nie ma go na żadnej mapie, bo to taki twór, który pojawia się i znika. Potężne są jego wody i nie do końca zbadane. Głębiny kryją w sobie różne braki: brak pewności (nie tylko siebie), brak zorganizowania, brak doświadczenia, brak energii, brak czasu, brak miejsca i brak materiału, i inne, straszliwe potwory. 
A na spienionych falach unoszą się obiecanki-cacanki. 
Pławiąc się w tych słonych wodach wiele sobie człowiek obiecuje, oczywiście na przyszłość, i wiele może, bo może, jak każdy. A przyszłość zawsze zaczyna się od później, najczęściej od jutra, które ma tę obrzydliwą przypadłość, że szybko zamienia się w dziś. 
A dziś, to, za pozwoleniem, mam inne plany, że nie wspomnę o czasochłonnych codziennych zajęciach.

Ale... Może?




Ale może by jednak...




Jakby się tak zastanowić...




 To... Mmmmm....




To może wieczorem...




A może rano...




A może nocą złotą...




A może jutro...




 A może dziś jeszcze...




Może jakiś cień nadziei, choć zgniło-zielony,
jak wyciągnięte z morza wodorosty...




Może uda się coś zbudować...




...jeśli uda mi się wznieść ponad niemożności przypływy.





Bamabo:) 

P.S. Zielonej, świeżej i chrupiącej nadziei życzę tu Zaglądającym

środa, 13 sierpnia 2014

Złote nogi lata

Nogi jak nogi. :) Mnie bardziej chodzi o złotą nocy twarz, i gdybymż ja była posiadła dar poezji, może próbowałabym zatrzymywać lato jak K.I.G., ale skoro poetką nie jestem, wodzę tylko błagalnym wzrokiem za wieczornym, odchodzącym z wolna brzaskiem:).
Nie jestem wielbicielką upalnych dni. Słońce południa, nacierające prosto z góry odbieram jako agresję;). Upalnego lata złotonogiego nie zatrzymywałabym, o nie:), no, chyba że wiatr letni, ciężki od zapachów lasu, chyba że pomruki burzy i galopujące po niebie grzmoty, a po burzy zapach ozonu, chyba że wieczory czerwcowe... 
Ale to tylko w polskich  wspomnieniach.
Północne lato też mnie czasem męczy upałami (a pewnie, że bywają), straszy komarami, i przeraża meszkami, i...
Dość marudzenia.




Bo prawda jest taka, że północne lato rozkochało mnie w sobie. Uwiodło mnie blaskiem nocy. :). 
Kilka lat temu, gdy przemierzaliśmy Finlandię(tu i ówdzie), błąkaliśmy się o północy wśród gór 
w poszukiwaniu noclegu, pierwszy raz zobaczyłam jak nocne słońce bawi się w koronach drzew.



Finlandia, Park Narodowy Oulanka, na szlaku Karhunkierros

To pierwsze spojrzenie nie mogło się skończyć inaczej niż nieprzytomną miłością. :) 





Finlandia, Park Narodowy Oulanka, na szlaku Karhunkierros



Miłość to stała i wierna, a zawieszone nisko nad horyzontem słońce woła mnie całe noce. Migotliwe smugi wzywają. Wciskają się przez szpary przy roletach, przez szybki drzwi wejściowych, rozbiegają się po uśpionym domu, zapalają błyski w oczach lalek i misiów, rozrzuconych po kątach, pełzają po półkach z książkami,  tworzą różnorodne odblaski na ścianach.

Skromny domek nabiera urody.



 

A za oknem!
 Lepiej ciekawskim okiem nie zerkać za rolety, bo świat za oknem to dopiero najczystsze piękno, 
wołające tak czule, że ze snu nici. :)




Wieczorem nie łatwo zaciągnąć dzieci do łóżek, nie łatwo spokojnie spać.

Prostopadle biegnące promienie przesiewają łąki, drzewa, oświetlają wzgórza wydobywając ich ciekawą rzeźbę. Jasność odkrywa nocne tajemnice. 
W przyrodzie pozorny bezruch, cisza, cisza, 
cisza przerywana odgłosami ptaków, nocnych zwierząt, tajemniczymi szelestami, chlupotaniem ryb w rzece.
 Gdyby nie codzienne obowiązki i te resztki rozsądku jakie mi pozostały :), przesypiałabym letnie dni, a nocami tułała się po rozświetlonym świecie z obłędem miłosnym w głębinach ócz. 















  Biegałabym bez końca po górach, po płaskowyżach, po plaży kamienistej... 
Dlatego gdybym mogła zatrzymać tu na dłużej lato to tylko ze względu na światło nocne.









A skoro poezji moc za mała a moja żadna to i płynie sobie czas dalej, przez nikogo nie zatrzymywany.
Złotolice słońce ucina sobie coraz to dłuższe drzemki za horyzontem. Jeszcze nie zmierzcha, ani zmrok nie zapada, ale smuteczki się kręcą, bo tak żal, że nie zdążyliśmy się nacieszyć dniem polarnym, a już się skończył. I księżyc znów się zaczyna szarogęsić, na razie blady, słabiutki ale nabiera sił by przejąć swe rządy na nieboskłonie za cztery miesiące.




Ogrzane wieczornym słońcem
pozdrowienia
śle

Bamabo